Rozdział 13: Memento
Deo - Lux Veritati et Aquae Costamanioae
Gdy tylko statek dobił do portu,
dwójka ludzi natychmiast opuściła pokład.
Kurtis i Lara wreszcie znaleźli się
w Petersburgu.
Croft trudno było zgadnąć, o czym
obecnie myśli Trent, bo wyrzutów sumienia nie miał wyraźnie żadnych. Dlatego
Lara postanowiła jeszcze raz odtworzyć w myślach ostatnią rozmowę, którą
przeprowadziła z Łuką.
Kurtis zniknął gdzieś, więc Łuka
natychmiast uprzedził pytanie swej towarzyszki:
- Tak, było to dziwne, ale
zrozumiałe. Katja na pewno by nie przeżyła. Nie powinnaś tracić do niego
zaufania. Znam cię na tyle, że wiem, iż gdybyś nie musiała, nie przebywałabyś z
nim. Tak, zauważyłem, że on cię drażni. Ale czy to nie przypadkiem dlatego, iż
gardzisz jego uczuciem?
Croft parsknęła i pochyliła się nad balustradą. Petersburg był już zaledwie kilkaset metrów od nich. Czuła, że jej niewytłumaczalna niechęć do tego miasta pogłębi się po tej wizycie. Najbardziej nienawidziła eklektycznej architektury, która miała okazję wiele razy „podziwiać”. Do tego dołączały niemiłe wspomnienia: to tu przed kilkoma laty żegnała się z Łuką, i także tu z Wernerem plątała się, by zdobyć informacje o jakimś artefakcie gdzieś na Bliskim Wschodzie… To przeszłość. Już mnie nie dotyczy.
Croft parsknęła i pochyliła się nad balustradą. Petersburg był już zaledwie kilkaset metrów od nich. Czuła, że jej niewytłumaczalna niechęć do tego miasta pogłębi się po tej wizycie. Najbardziej nienawidziła eklektycznej architektury, która miała okazję wiele razy „podziwiać”. Do tego dołączały niemiłe wspomnienia: to tu przed kilkoma laty żegnała się z Łuką, i także tu z Wernerem plątała się, by zdobyć informacje o jakimś artefakcie gdzieś na Bliskim Wschodzie… To przeszłość. Już mnie nie dotyczy.
Zerknęła na swego towarzysza. Oceniła,
że jest śmiertelnie poważny.
- Podejrzewam, że nie jest tym, za
kogo chciałby, abym go uważała.
Łuka zmarszczył brwi, zdziwiony tym
skomplikowanym zdaniem. Czekał na ciąg dalszy. Którego zresztą się nie
doczekał, bo rozmówczyni zmieniła temat.
- Łuka, powiedz mi… - zaczęła powoli
z mieszaniną kpiny, zdziwienia i podziwu. –Facet ośmieszył cię na oczach wielu
ludzi, wyrywając ci z ramion dziewczynę w trakcie tańca. Tego samego wieczoru
przespał się z twoją siostrą, którą poznał kilka godzin wcześniej, wykorzystywał
ją kilka dni, a potem ją zabił. A ty stanąłeś w jego obronie, mimo to. Co
musiałby zrobić, żebyś go znienawidził?
Łuka uśmiechnął się tajemniczo.
- No, nie wiem. Jakby odbił tę
kobietę nie tylko w tańcu… tak, chyba, wtedy bym nie wytrzymał.
Lara
spojrzała na niego pytająco, ale jak przedtem on nie doczekał się
wytłumaczenia, tak i ona nie została zapoznana ze szczegółami. Wpatrywała się
tępo i ponuro w port. Zdała sobie sprawę, że teraz to miasto będzie jej już nie
tyle niemiłe, co wrogie.
- Ruszmy się, bo ktoś tu może… -
zaczęła Croft, a w tym samym momencie na dole rozległy się kroki.
Zastygli oboje w bezruchu. Kurtis
szybko wyjął z zamka drzwi wsuwkę (naprawdę na filmach to wygląda łatwo), po
czym złapał Larę za rękę i pociągnął w stronę pustego mieszkania naprzeciwko.
Akurat odbywał się tam remont, ale robotnicy na chwilę udali się na przerwę,
nie trudząc się zamykaniem drzwi.
Trent wepchnął Croft do środka i sam
wszedł do mieszkania.
Cała podłoga przykryta była
przezroczystą folią, podobnie jak meble. Każdy najmniejszy ruch wywoływał
szelest plastikowej zasłony, dlatego włamywacze nieruchomo stali w miejscu.
Powolne kroki na schodach stawały
się coraz wyraźniejsze. W końcu rozległy się tuż obok… ucichły nagle, i Croft z
Trentem spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Gdy właśnie sięgali po broń, owy
ktoś wznowił swoją wędrówkę. Cichnące kroki zamilkły po jakimś czasie, czyjeś
przybycie powitała wesoła kompania pijanych głosów i znów zrobiło się
spokojnie.
Opuścili puste mieszkanie i Trent
znów zaczął majstrować przy zamku w drzwiach. Gdy po pół minucie nie przyniosło
to efektów, zniecierpliwiona Lara odepchnęła chłopaka i wyważyła drzwi
kopniakiem.
- Trzeba stanowczo – pouczyła. – Ale
delikatnie.
Podczas gdy Kurtis wyliczał na głos
wszystkie znane sobie znaczenia słowa „delikatnie”, ona plątała się po domu,
szukając jakiejś wskazówki.
- Czy macie może jakieś wskazówki
dotyczące przechowywania dokumentów Lux Veritati? - przerwała jego głośne rozważania po kilku
minutach bezefektownej krzątaniny.
- Tylko tyle że mają być w
bezpiecznym miejscu, to znaczy niedostępnym – odpowiedział niepewnie.
Niekonkretne poszukiwania trwały
jeszcze chwilę i nie przyniosły rezultatów. Poza wielką książką, oprawioną w
skórę.
- Możesz poczytać, ja już świetnie
to znam. Nie znajdziesz tam żadnych wskazówek.
– Kurtis machnął ręką na znalezisko.
Ciemnowłosy, niski mężczyzna w
kwiecie wieku z trudem wdrapał się na kolejne piętro budynku. Wreszcie stanął
przed drzwiami mieszkania. Wyjął klucze, jedną ręką oparł się o obdrapaną
ścianę. „Starość nie radość” – pomyślał, przekręcając klucz. Każdego dnia
wchodzenie po schodach męczyło go coraz bardziej.
Wszedł do mieszkania i od razu
wyczuł coś dziwnego. Obcą obecność. Zdenerwowany chwycił pierwsze, co miał pod
ręką – długą, złotą łyżkę do butów. Niepewnie wychylił się zza ściany, by
zajrzeć do pokoju. Ledwie skojarzył, że oto widzi przed sobą młodą dziewczynę,
poczuł lufę pistoletu na skroni.
- Jak będziesz chciał współpracować,
to nic się nie stanie – wymruczała uspokajająco Lara do przybyłego właściciela
mieszkania. – Wbrew pozorom, jesteśmy przyjaciółmi. No, to jak będzie?
Mężczyzna spojrzał na nią – bardzo
uparcie, przenikliwie i bez krzty strachu.
- Lux Veritatis – rzekł Kurtis po
długiej chwili ciszy.
Zaatakowany
przeniósł wzrok na chłopaka.
- Znałeś Konstantina?
Tamten widocznie zorientował się, z
kim ma do czynienia.
- Czego chcecie? – zapytał.
Croft wyrwała metalowy pręt z jego
dłoni, a potem opuściła broń.
- Karel złożył Sanglif – wyjaśniła
pokrótce. – Wiesz, co to znaczy? Potrzebujemy Wody Oczyszczenia.
- Przykro mi, nie mam jej –
odpowiedział starszy pan. – Parę tygodni temu przybył tu mój stary znajomy i
powiedział, że robi się bardzo niebezpiecznie. Wziął wodę, schował tam, gdzie
ukryto ją na początku, po budowie Petersburga.
-
No więc? – zapytała Lara.
Mężczyzna widocznie się zawahał.
- Trent, tak? Jesteś z Lux
Veritatis? Konstantin mówił, że nie do tego cię szkolił…
- Sytuacja się zmieniła – przerwał
tamten. – Już mało jest członków Lux Veritatis. Kabała rośnie w potęgę. Chcesz,
żeby ostatecznie zwyciężyła?
- A ona? – Wskazał głową na Larę. –
Nie jest od nas.
- Ale jest sojuszniczką – odparł
Kurtis. – I jest bardzo niecierpliwa.
W kościele panował spokój, niezbyt
zadziwiający, biorąc pod uwagę stan budowli. Zdawało się, że za chwilę się ona
zawali. Widocznie nie uczęszczało tu zbyt wielu parafian. W Rosji o wiele
popularniejsze jest prawosławie, dlatego zdecydowanie dominują cerkwie. Po ogólnym przejrzeniu barokowej świątyni,
Croft stwierdziła, że pobyt zajmie jej tu nieco więcej czasu niż przypuszczała.
Z rezygnacją, od niechcenia zaczęła znów przeczesywać kościół, tym razem
dokładnie. I wtedy znalazła obiecujący ołtarz boczny. Obraz na nim przedstawiał
scenę strącania do piekła Szatana. W jego twarzy Lara rozpoznała twarz
Eckhardta. Podeszła bliżej do ołtarza. Okazało się, że jest on wbudowany w ścianę, a drewniana boazeria od strony
wiernych to jedynie ozdoba. Lub sposób na
ukrycie czegoś.
Croft przyjrzała się jeszcze
dokładniej obrazowi. Nic nie wskazywało na to, by… Nie, wskazuje. Archanioł trzyma włócznię, którą przebija szatana. A
koniec wskazuje….
Spojrzała w tamtym kierunku. Nie
znalazła nic obiecującego na powierzchni ołtarza. Za to badając ścianę,
spostrzegła, że jeden element wyróżnia się od reszty. Pewnie kiedyś nie zwróciłby
na niego uwagi poszukujący Wody – gdzieniegdzie fresk ukazywał minioną
świetność malowidła iluzjonistycznego, tak idealnego, że nie dało się odróżnić
malarstwa od rzeźby czy architektury. Teraz jednak pozdzierana farba zdradzała
tę tajemnicę. Znajdowało się tam kilka ozdobnych elementów, lecz włócznia
Archanioła wskazywała wyraźnie na jeden – płaskorzeźbę rocaille. Lara
natychmiast go nacisnęła.
Po chwili usłyszała za sobą chrobot…
i ciszę. Nic nie zmieniło się ani w ścianie, ani w ołtarzu. Wróciła więc do
nawy głównej. I wtedy zobaczyła, że coś się zmieniło. Drzwiczki tabernakulum
były rozchylone. Podeszła tam i zajrzała do środka. Znalazła jedynie hostię i
buteleczkę – kryształową, z czerwoną cieczą w środku. Odkorkowała ją i
powąchała.
- Wino mszalne – stwierdziła ze
zdziwieniem. – I o co cały ten zamęt?
Zaalarmował ją pusty, brzęczący
dźwięk. Odwróciła się i zorientowała, że hałas sprawił mały dzwonek koło
wyjścia z zakrystii, za którego pomocą zazwyczaj oznajmia się wiernym
rozpoczęcie nabożeństwa. Teraz jednak nie oznaczało to początku mszy, lecz
zagrożenie. Odpadający z sufitu tynk uderzył o dzwonek i wprawił go w ruch.
Drgania podłoża długo jeszcze wcale nie były odczuwalne, lecz Croft zdawała
sobie sprawę z zagrożenia. Schowała butelkę i wybiegła z kościoła.
Przed wyjściem czekał na nią Kurtis.
Z zadziwiającym spokojem przyglądał się, jak od fasady kościoła odpadają
kolejne elementy – zaczynają od metop i medalionów, kończąc na wimpergach i kamiennej
tablicy z napisem „Memento Lux Veritatis”. Potem załamały się kompozytowe
kolumny, nawet spływy wolutowe na szczycie zwaliły się, poleciały w tył.
Wreszcie uniósł się taki pył, że nic nie dało się zobaczyć.
Croft przysłoniła twarz dłońmi, by
ochronić oczy. Widziała jednak, że Trent zdaje się wcale nie zwracać uwagi na
trzęsienie ziemi. Z rękoma wbitymi w kieszenie spodni, patrzył z fascynacją na
walącą się budowlę. Nie zmienił tej pozycji nawet wtedy, gdy trzęsienie ustało,
pył opadł, a po barokowym kościele zostały gruzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz