piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 13




Rozdział 13: Memento Deo - Lux Veritati et Aquae Costamanioae

            Gdy tylko statek dobił do portu, dwójka ludzi natychmiast opuściła pokład.
            Kurtis i Lara wreszcie znaleźli się w Petersburgu.
            Croft trudno było zgadnąć, o czym obecnie myśli Trent, bo wyrzutów sumienia nie miał wyraźnie żadnych. Dlatego Lara postanowiła jeszcze raz odtworzyć w myślach ostatnią rozmowę, którą przeprowadziła z Łuką.

            Kurtis zniknął gdzieś, więc Łuka natychmiast uprzedził pytanie swej towarzyszki:
            - Tak, było to dziwne, ale zrozumiałe. Katja na pewno by nie przeżyła. Nie powinnaś tracić do niego zaufania. Znam cię na tyle, że wiem, iż gdybyś nie musiała, nie przebywałabyś z nim. Tak, zauważyłem, że on cię drażni. Ale czy to nie przypadkiem dlatego, iż gardzisz jego uczuciem?
            Croft parsknęła i pochyliła się nad balustradą. Petersburg był już zaledwie kilkaset metrów od nich. Czuła, że jej niewytłumaczalna niechęć do tego miasta pogłębi się po tej wizycie. Najbardziej nienawidziła eklektycznej architektury, która miała okazję wiele razy „podziwiać”. Do tego dołączały niemiłe wspomnienia: to tu przed kilkoma laty żegnała się z Łuką, i także tu z Wernerem plątała się, by zdobyć informacje o jakimś artefakcie gdzieś na Bliskim Wschodzie… To przeszłość. Już mnie nie dotyczy.
            Zerknęła na swego towarzysza. Oceniła, że jest śmiertelnie poważny.
            - Podejrzewam, że nie jest tym, za kogo chciałby, abym go uważała.
            Łuka zmarszczył brwi, zdziwiony tym skomplikowanym zdaniem. Czekał na ciąg dalszy. Którego zresztą się nie doczekał, bo rozmówczyni zmieniła temat.
            - Łuka, powiedz mi… - zaczęła powoli z mieszaniną kpiny, zdziwienia i podziwu. –Facet ośmieszył cię na oczach wielu ludzi, wyrywając ci z ramion dziewczynę w trakcie tańca. Tego samego wieczoru przespał się z twoją siostrą, którą poznał kilka godzin wcześniej, wykorzystywał ją kilka dni, a potem ją zabił. A ty stanąłeś w jego obronie, mimo to. Co musiałby zrobić, żebyś go znienawidził? 
            Łuka uśmiechnął się tajemniczo.
            - No, nie wiem. Jakby odbił tę kobietę nie tylko w tańcu… tak, chyba, wtedy bym nie wytrzymał.
            Lara spojrzała na niego pytająco, ale jak przedtem on nie doczekał się wytłumaczenia, tak i ona nie została zapoznana ze szczegółami. Wpatrywała się tępo i ponuro w port. Zdała sobie sprawę, że teraz to miasto będzie jej już nie tyle niemiłe, co wrogie.

            - Ruszmy się, bo ktoś tu może… - zaczęła Croft, a w tym samym momencie na dole rozległy się kroki.
            Zastygli oboje w bezruchu. Kurtis szybko wyjął z zamka drzwi wsuwkę (naprawdę na filmach to wygląda łatwo), po czym złapał Larę za rękę i pociągnął w stronę pustego mieszkania naprzeciwko. Akurat odbywał się tam remont, ale robotnicy na chwilę udali się na przerwę, nie trudząc się zamykaniem drzwi.
            Trent wepchnął Croft do środka i sam wszedł do mieszkania. 
            Cała podłoga przykryta była przezroczystą folią, podobnie jak meble. Każdy najmniejszy ruch wywoływał szelest plastikowej zasłony, dlatego włamywacze nieruchomo stali w miejscu.
            Powolne kroki na schodach stawały się coraz wyraźniejsze. W końcu rozległy się tuż obok… ucichły nagle, i Croft z Trentem spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Gdy właśnie sięgali po broń, owy ktoś wznowił swoją wędrówkę. Cichnące kroki zamilkły po jakimś czasie, czyjeś przybycie powitała wesoła kompania pijanych głosów i znów zrobiło się spokojnie.
            Opuścili puste mieszkanie i Trent znów zaczął majstrować przy zamku w drzwiach. Gdy po pół minucie nie przyniosło to efektów, zniecierpliwiona Lara odepchnęła chłopaka i wyważyła drzwi kopniakiem.
            - Trzeba stanowczo – pouczyła. – Ale delikatnie.
            Podczas gdy Kurtis wyliczał na głos wszystkie znane sobie znaczenia słowa „delikatnie”, ona plątała się po domu, szukając jakiejś wskazówki.
            - Czy macie może jakieś wskazówki dotyczące przechowywania dokumentów Lux Veritati?  - przerwała jego głośne rozważania po kilku minutach bezefektownej krzątaniny.
            - Tylko tyle że mają być w bezpiecznym miejscu, to znaczy niedostępnym – odpowiedział niepewnie.
            Niekonkretne poszukiwania trwały jeszcze chwilę i nie przyniosły rezultatów. Poza wielką książką, oprawioną w skórę.
            - Możesz poczytać, ja już świetnie to znam. Nie znajdziesz tam żadnych wskazówek.  – Kurtis machnął ręką na znalezisko.
           
            Ciemnowłosy, niski mężczyzna w kwiecie wieku z trudem wdrapał się na kolejne piętro budynku. Wreszcie stanął przed drzwiami mieszkania. Wyjął klucze, jedną ręką oparł się o obdrapaną ścianę. „Starość nie radość” – pomyślał, przekręcając klucz. Każdego dnia wchodzenie po schodach męczyło go coraz bardziej.
            Wszedł do mieszkania i od razu wyczuł coś dziwnego. Obcą obecność. Zdenerwowany chwycił pierwsze, co miał pod ręką – długą, złotą łyżkę do butów. Niepewnie wychylił się zza ściany, by zajrzeć do pokoju. Ledwie skojarzył, że oto widzi przed sobą młodą dziewczynę, poczuł lufę pistoletu na skroni.

            - Jak będziesz chciał współpracować, to nic się nie stanie – wymruczała uspokajająco Lara do przybyłego właściciela mieszkania. – Wbrew pozorom, jesteśmy przyjaciółmi. No, to jak będzie?
            Mężczyzna spojrzał na nią – bardzo uparcie, przenikliwie i bez krzty strachu.
            - Lux Veritatis – rzekł Kurtis po długiej chwili ciszy.
            Zaatakowany przeniósł wzrok na chłopaka.
            - Znałeś Konstantina?
            Tamten widocznie zorientował się, z kim ma do czynienia. 
            - Czego chcecie? – zapytał.
            Croft wyrwała metalowy pręt z jego dłoni, a potem opuściła broń.
            - Karel złożył Sanglif – wyjaśniła pokrótce. – Wiesz, co to znaczy? Potrzebujemy Wody Oczyszczenia.
            - Przykro mi, nie mam jej – odpowiedział starszy pan. – Parę tygodni temu przybył tu mój stary znajomy i powiedział, że robi się bardzo niebezpiecznie. Wziął wodę, schował tam, gdzie ukryto ją na początku, po budowie Petersburga.
            - No więc? – zapytała Lara.
            Mężczyzna widocznie się zawahał.
            - Trent, tak? Jesteś z Lux Veritatis? Konstantin mówił, że nie do tego cię szkolił…
            - Sytuacja się zmieniła – przerwał tamten. – Już mało jest członków Lux Veritatis. Kabała rośnie w potęgę. Chcesz, żeby ostatecznie zwyciężyła?
            - A ona? – Wskazał głową na Larę. – Nie jest od nas.
            - Ale jest sojuszniczką – odparł Kurtis. – I jest bardzo niecierpliwa.

            W kościele panował spokój, niezbyt zadziwiający, biorąc pod uwagę stan budowli. Zdawało się, że za chwilę się ona zawali. Widocznie nie uczęszczało tu zbyt wielu parafian. W Rosji o wiele popularniejsze jest prawosławie, dlatego zdecydowanie dominują cerkwie.    Po ogólnym przejrzeniu barokowej świątyni, Croft stwierdziła, że pobyt zajmie jej tu nieco więcej czasu niż przypuszczała. Z rezygnacją, od niechcenia zaczęła znów przeczesywać kościół, tym razem dokładnie. I wtedy znalazła obiecujący ołtarz boczny. Obraz na nim przedstawiał scenę strącania do piekła Szatana. W jego twarzy Lara rozpoznała twarz Eckhardta. Podeszła bliżej do ołtarza. Okazało się, że jest on wbudowany w  ścianę, a drewniana boazeria od strony wiernych to jedynie ozdoba. Lub sposób na ukrycie czegoś.
            Croft przyjrzała się jeszcze dokładniej obrazowi. Nic nie wskazywało na to, by… Nie, wskazuje. Archanioł trzyma włócznię, którą przebija szatana. A koniec wskazuje….
            Spojrzała w tamtym kierunku. Nie znalazła nic obiecującego na powierzchni ołtarza. Za to badając ścianę, spostrzegła, że jeden element wyróżnia się od reszty. Pewnie kiedyś nie zwróciłby na niego uwagi poszukujący Wody – gdzieniegdzie fresk ukazywał minioną świetność malowidła iluzjonistycznego, tak idealnego, że nie dało się odróżnić malarstwa od rzeźby czy architektury. Teraz jednak pozdzierana farba zdradzała tę tajemnicę. Znajdowało się tam kilka ozdobnych elementów, lecz włócznia Archanioła wskazywała wyraźnie na jeden – płaskorzeźbę rocaille. Lara natychmiast go nacisnęła.
            Po chwili usłyszała za sobą chrobot… i ciszę. Nic nie zmieniło się ani w ścianie, ani w ołtarzu. Wróciła więc do nawy głównej. I wtedy zobaczyła, że coś się zmieniło. Drzwiczki tabernakulum były rozchylone. Podeszła tam i zajrzała do środka. Znalazła jedynie hostię i buteleczkę – kryształową, z czerwoną cieczą w środku. Odkorkowała ją i powąchała.
            - Wino mszalne – stwierdziła ze zdziwieniem. – I o co cały ten zamęt?
            Zaalarmował ją pusty, brzęczący dźwięk. Odwróciła się i zorientowała, że hałas sprawił mały dzwonek koło wyjścia z zakrystii, za którego pomocą zazwyczaj oznajmia się wiernym rozpoczęcie nabożeństwa. Teraz jednak nie oznaczało to początku mszy, lecz zagrożenie. Odpadający z sufitu tynk uderzył o dzwonek i wprawił go w ruch. Drgania podłoża długo jeszcze wcale nie były odczuwalne, lecz Croft zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Schowała butelkę i wybiegła z kościoła.

            Przed wyjściem czekał na nią Kurtis. Z zadziwiającym spokojem przyglądał się, jak od fasady kościoła odpadają kolejne elementy – zaczynają od metop i medalionów, kończąc na wimpergach i kamiennej tablicy z napisem „Memento Lux Veritatis”. Potem załamały się kompozytowe kolumny, nawet spływy wolutowe na szczycie zwaliły się, poleciały w tył. Wreszcie uniósł się taki pył, że nic nie dało się zobaczyć.
            Croft przysłoniła twarz dłońmi, by ochronić oczy. Widziała jednak, że Trent zdaje się wcale nie zwracać uwagi na trzęsienie ziemi. Z rękoma wbitymi w kieszenie spodni, patrzył z fascynacją na walącą się budowlę. Nie zmienił tej pozycji nawet wtedy, gdy trzęsienie ustało, pył opadł, a po barokowym kościele zostały gruzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz