Rozdział 3: Krótkofalówka, która
ratuje sytuację
- Miałeś mi wytłumaczyć, o co chodzi z
tym doraźnym opatrunkiem, pamiętasz? – zapytała Lara. Podziwiali właśnie
świetną reprodukcję obrazu Tycjana, ogólnie znaną jako „Miłość niebiańska i
ziemska”. Oboje siedzieli na kanapie w ogromnym salonie o mdłozielonej tonacji,
a naprzeciwko nich wisiało malowidło.
Kurtis oderwał wzrok od obrazu i
spojrzał na rozmówczynię.
- To będzie test – oznajmił
tajemniczo. – Co wiesz o Lux Veritatis?
- Że nazwa pochodzi z łaciny i
oznacza „światło prawdy”. Generalnie działali przeciw Eckhardtowi, a członkowie
Lux Veritatis mieli za zadanie ukrywać trzy Okruchy z Periaptu, które były
jedyną bronią, umożliwiającą pozbycie się Eckhardta, a także dzieło, które
tworzył – wyrecytowała jednym tchem.
- Nieźle. Skąd tyle wiesz?
- Miałam okazję poznać parę źródeł.
Odpowiedziałam na twoje pytania, ale nadal nie otrzymałam odpowiedzi na moje.
- Już ci tłumaczę. – Zrobił przerwę
i wziął głęboki oddech; Lara nie popędzała go. - Zdajesz sobie pewnie sprawę,
że Eckhardt był wyjątkowo niebezpieczny, skoro przeciw niemu działała cała
organizacja. On też miał swoich ludzi. Oczywiście, nie mówił prawdy żadnemu
człowiekowi, aby zyskiwać kolejnych sojuszników. Lux Veritatis informowało
kandydatów, do czego dąży i w jaki sposób, choć używane przez nich metody można
uznać za kontrowersyjne. Mimo to nigdy nie zatajali prawdy, stąd pochodzi
nazwa. Niestety, w związku z tym byli też organizacją mniej liczną. Z drugiej
strony umożliwiało to dokładniejsze szkolenie członków. Nie wiem, czy
dopuszczali ludzi, którzy nie przeszli szkoleń. Okres próbny potrafił trwać
kilka lat. Dopiero wtedy zostawało się wtajemniczonym. Testowano przede
wszystkim lojalność. W zależności od funkcji, którą kandydat miał pełnić, także
siłę fizyczną lub bystrość umysłu. Ja początkowe szkolenia odbywałem w bazie,
lecz później ojciec szkolił mnie w trybie przyśpieszonym, bo sytuacja stała się
alarmowa. Był jednym z najbardziej zaufanych członków, u nas przynależność do
Lux Veritatis jest rodzinna. Ojciec, nim mógł przekazać mi jeden Okruch, musiał
mieć pewność, że nie zawiodę. Dlatego byłem szkolony wszechstronnie. Nie mogę
ci powiedzieć dokładnie, jakie są moje umiejętności, lecz między innymi to, że
właściwie nie potrzebuję pomocy lekarskiej. Chyba że, co potrafię sam ocenić, w
sytuacji krytycznej. Prawie, jakbym był ponadczłowiekiem.
- To by się zgadzało – podsumowała
niewyraźnie.
- Co mówiłaś?
- Zastanawiam się, jak to możliwe –
rzekła bardzo szybko.
- Wybacz, ale nie mogę ci tego
powiedzieć.
- Ależ ja tego nie oczekuję.
Nieco zakłopotana wstała z kanapy.
- Wiesz, znajdę jakąś kurtkę i pójdę
na spacer – powiedziała.
- Jak chcesz. Jest nadal dość zimno
– poinformował Kurtis, wygodnie rozkładając się na kanapie. – Ja chyba trochę
pośpię.
- Dobranoc – mruknęła, wychodząc z
pokoju.
Rzeczywiście, nie ociepliło się ani
trochę. Spacerowiczki mróz nie zrażał.
Zdobywała
kolejne dowody na to, że Kurtis nie jest człowiekiem. Może Werner słusznie ją
ostrzegał? Ech, ale co znaczy jakiś tam sen? Pewnie to tylko jej zmęczony
umysł.
Właśnie
tak myślała po raz chyba setny, próbując przekonać siebie do podjęcia
konkretnych kroków. Wciąż gdybała, kiedy zaatakował ją pies. Pewnie nie byłoby
w tym nic aż tak dziwnego, gdyby równocześnie od strony, z której przybiegła
bestia, nie rozległy się strzały.
Larze
w końcu udało się zdzielić parę razy psa w łeb, a on także zdołał zranić
przeciwniczkę. Rozwścieczona bólem, uderzyła tak mocno, że zwierzę w końcu
upadło na śnieg. Przeklinała się w myślach, że nie zabrała ze sobą broni.
Nie
chciała prowadzić atakującego ją strzelca do swej siedziby, więc schowała się
za najbliższym zakrętem. Wróg okazał się niedoświadczony. Przylgnął do ściany
budynku, by wyjrzeć zza rogu. Nie widząc zagrożenia, ruszył dalej. Nie
spodziewał się, że Lara schowa się za krótkim murkiem przy budynku i zaatakuje
go. Wyrwała mu broń, po czym oddała dwa strzały w głowę. Gdy wystrzały ucichły,
usłyszała jakieś szumy i burczenia. Przy mężczyźnie leżała krótkofalówka. Męski
głos mówił coś po czesku.
-
Cześć, mały – powiedziała po angielsku. Biegiem ruszyła w kierunku siedziby. –
Dzwonię, żeby pozdrowić ekipę. Bardzo miłe, że tak za mną tęsknicie. Musicie
bardzo mnie kochać, bo widzieliśmy się niedawno. Ucałuj szefa ode mnie.
Wyrzuciła
krótkofalówkę za siebie.
-
Kurtis, trzeba się zmywać! – zawołała, wpadając do wielkiego salonu. – Właśnie
nas namierzają!
Zaspany
Trent spojrzał na nią półprzytomnie.
-
O co chodzi? – zapytał niewyraźnie.
-
Zaatakowali mnie!- krzyknęła. – Szybciej, mogą tu wejść w każdej chwili! Pójdę
na górę po broń, a ty zejdź do tylnego wyjścia i czekaj na mnie!
Pobiegła
na górę, żeby zabrać pistolety, amunicję i granaty. Zastanawiała się jeszcze
chwilkę, co ma zrobić z Sanglifem.
-
Nikogo nie słyszałem– powiedział Kurtis, gdy Lara dołączyła do niego w
magazynie. – Ale i tak uważajmy. Słuchaj, ty biegniesz do motoru, a ja z tyłu
nas osłaniam.
-
Zapomniałeś o jednym drobiazgu.
-
Jakim?
-
Ja nie wiem, gdzie zaparkowałeś motor.
-
Dobra, to ja będę szedł przed tobą i ja poprowadzę.
-
Nie możesz prowadzić...
-
A ty masz problemy z odpalaniem silnika.
-
Nie moja wina, że sam konstruowałeś tego grata…
-
I tylko ja mogę go poprowadzić. Liczy się każda sekunda.
-
Dobra, ale biegiem.
Kurtis
szybko otworzył drzwi, wdrapał się po betonowych schodkach i dał Larze znak
głową, że droga wolna. Dziewczyna podążyła za nim. Ostrożnie wychylił się zza
rogu.
-
Nie uwierzysz – szepnął z chichotem.
-
Co?
Również
spojrzała za róg. Na placyku wokół fontanny roiło się od mężczyzn w niebieskich
kombinezonach z bronią w ręką.
-
Co za kretyni – prychnęła z pogardą. – W ogóle nie pomyśleli o tylnim wyjściu.
-
Cóż, to nie do końca takie proste – odchrząknął Kurtis. – Motor zaparkowałem za
bramą, więc i tak musimy prześliznąć się koło nich.
-
Jak chcesz się prześliznąć koło
oddziału uzbrojonych ludzi?
- Poczekaj, może natrafimy na okazję. Chodź na
drugą stronę budynku, stamtąd będzie bliżej.
Czekali
chwilę, szeptem rozważając, jakby się przedostać, gdy nagle od strony jednej
uliczek rozległo się szczekanie. Jakieś głosy krzyczały coś po czesku.
-
Co mówią?- zapytała Lara.
-
Że to krótkofalówka kogoś tam i że mają iść za śladami na śniegu– przetłumaczył
Kurtis.
-
No, to ruchy, zaraz tu będą!
Przesunęli
się kawałek wzdłuż ściany budynku, tak, że teraz w zasięgu ich wzroku znalazł
się cały placyk. Najemnicy biegli dawnymi śladami Lary od strony innej ściany
niż ta, za którą obecnie chowała się dwójka bohaterów. Na placyku zostało już
tylko kilku ludzi.
Kurtis
dał znak. Rzucił metalowym kółkiem, z którego wystrzeliło ostrze. Poszedł
przodem i zaczął strzelać, gdy rozległy się pierwsze okrzyki. Kółko obcinało
głowy i wbijało się w ciała przeciwników. Po chwili Lara ruszyła do akcji, nie
zapominając o wspaniałych właściwościach grantów oraz karabinu maszynowego. Po
wykończeniu paru niedobitków na placyku, odwróciła się, by osłaniać tyły.
Spodziewała się ataku grupy wrogów, zwabionej strzałami, która przedtem
podążała jej śladami na śniegu. Dziewczyna nie miała jednak okazji się wykazać,
gdyż pierwsze wybuchu z tyłu nadleciały, gdy ona i Kurtis przekroczyli już
wielką, żelazną bramę pomiędzy blokami.
-
Czy to daleko? – wyspała Lara w biegu. Odpowiedź brzmiała następująco:
-
Nie, stoi tam.
Po przebiegnięciu około siedemdziesięciu
metrów byli przy maszynie. Kurtis usiadł za kierownicą i za pierwszym razem
udało mu się odpalić silnik. Croft wskoczyła na miejsce pasażera i objęła partnera
w pasie. Trent ruszył, starał się jak najszybciej rozwinąć maksymalną prędkość.
Pożałował, że maszyna nie ma automatycznej skrzyni biegów, bo za ich plecami
rozległy się pojedyncze, donośne hałasy. Lara skręciła się, jedną ręką wciąż
trzymała Kurtisa w pasie, a za pomocą drugiej odpowiedziała na strzały paroma
atakami. Po chwili rozwinięta prędkość motoru oraz odległość między nią a
celami stała się zbyt duża, by mogła skutecznie wycelować. Schowała broń i znów
odwróciła się, objęła Kurtisa obiema rękoma w pasie i przytuliła się do jego
pleców.
-
Dokąd właściwie jedziemy? – starała się przekrzyczeć warkot silnika.
-
Do hostelu na drugim końcu miasta – odwrzasnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz