Rozdział 16: Perspektywa służby
Jitka miała dwadzieścia osiem lat,
jasne włosy, zgrabną figurę i ładną twarz. Była także bardzo rozgarnięta, pracowita,
taktowna, pokorna i niezbyt ambitna ani ciekawska. Te wszystkie cechy
zewnętrzne i wewnętrzne czyniły ją idealną służącą.
Jitka od przeszło dwóch lat pełniła
funkcję bardzo zaufanej służącej Pietera van Eckhardta. Wiedziała, że jej
pracodawca jest kimś wyjątkowym – wszyscy pracownicy tej dziwnej organizacji –
Kabały – mieszczącej się w podziemiach praskiej dzielnicy Strahov zwracali się
do niego ze strachem i szacunkiem. Nie wiedziała, czym Eckhardt zasłużył sobie
na takie traktowanie. Mimo to i ona czuła przed nim respekt. Nieraz dostawała
dziwne, ważne, poufne zlecenia – nauczyła się nie zadawać pytań, jedynie
wypełniać rozkazy.
Kilka tygodni temu mistrz Eckhardt
został zamordowany. Nikt nie znał szczegółów, ale wszyscy wspominali o jakiejś
kobiecie, oskarżanej już nieraz przed sądem. Jitka, z typową dla siebie
powściągliwością, nigdy nie dopytywała o szczegóły. Wiedziała jedynie, że
zastępcą pana Eckhardta był Joachim Karel. Nie dostała wymówienia, więc sama
doszła do wniosku, że teraz to on jest nowym chlebodawcą. Okazało się to bardzo
dobrym rozwiązaniem, bo Karel jak dotąd rzadko gościł na - a właściwie pod -
Strahovem. Miała niewiele do roboty.
Do
czasu. Gdy pan Joachim wysłała widomość, że niebawem powróci, Jitka miała
bardzo dużo pracy. Ciągle nadzorowała innych pracowników, zajmujących się
sprzątaniem czy gotowaniem.
Wreszcie
Karel przybył. Zapowiedział, że dziś podejmuje bardzo eleganckiego gościa
podczas obiadu. Jitka pracowała pełną parą.
Na
posiłek zjawił się punktualnie. Towarzyszyła mu piękna, wytworna kobieta. Na
jej widok Jitka poczuła ukłucie zazdrości - wiedziała, że ona nigdy nie będzie
tak wyglądać. Ani jeść kolacji u boku pana Karela. Nie mogło ujść uwadze nawet
średnio-bystrej dziewczyny, jak ci dwoje na siebie patrzą. Szybko zdusiła w
sobie niemiłe uczucia. Podała posiłek i usiadła w kącie, aby w razie czego być
na każde zawołanie.
- Jak
spałaś, Laro? – zapytał Joachim, kiedy już kończyli jeść.
- Świetnie – odparła ta piękna dziewczyna,
Lara.
Zapadła
chwila ciszy, którą znów przerwał mężczyzna:
- Nie
masz pojęcia, jak wiele ci zawdzięczam. Na przykład Eckhardt. Sam musiałbym…
W tym
momencie przyszedł Vlada, sekretarz Karela.
-
Przepraszam –oznajmił, kłaniając się lekko –ale to bardzo pilna sprawa. Dzwonią
z Turcji. Mają jakieś problemy.
- Wybacz
– zwrócił się Karel do Lary. Wstał od stołu, ucałował damę w rękę i wyszedł.
Obie dziewczyny odprowadziły go stęsknionymi spojrzeniami.
Gdy po
chwili Jitka znów spojrzała na gościa, zadziwiła ją niesamowita zmiana. Lara
siedziała teraz przygarbiona. W zamyśleniu wodziła palcem po brzegu kieliszka i
rzucała zdenerwowane spojrzenia na ścianę naprzeciwko.
Jitka
wstała i spytała, czy potrzeba coś jeszcze. Lara odpowiedziała, że nie,
dziękuje. Służąca zaczęła sprzątać ze stołu. Gdy wróciła z kuchni, gość wciąż
siedział w milczeniu przy stole. Pan Karel wszedł do jadalni chwilę potem. Lara
znów zachowywała się tak, jak podczas jego obecności. Ponownie była wytworna,
miła i rozluźniona.
Jitka
dalej wykonywała swoją pracę i starała się nie analizować tego, co
widziała.
Służąca
nie widziała ani Lary, ani Joachima aż do kolejnego posiłku. Na kolację oboje
zjawili się punktualnie. Podobnie jak podczas obiadu, przybył Vlada i oznajmił,
że pan Karel ma kolejny ważny telefon.
Tym
razem Joachim nie wracał bardzo długo – nawet, gdy wszystko zostało uprzątnięte
ze stołu. Jitka powróciła na swoje zwykłe miejsce i ponownie obserwowała
odmienioną Larę. W milczeniu upłynęło kilkanaście minut, a Karel nie powracał.
Jego znajoma wstała od stołu. Bez słowa skierowała się w stronę drzwi.
Podczas
kolejnego spotkania Karela z panną Larą – tym razem nie w jadalni, lecz w
okazałym salonie neobarokowym – Jitka znów mogła obserwować. Ganiła się za
własną ciekawskość. Pan Karel mówił o sprawach, o których służąca nie mogła
mieć pojęcia.
Po raz
kolejny pożałowała, że musiała usługiwać tej kobiecie. Ach, gdyby to ona siedziała
odziana teraz w tę piękną, granatową suknię przed panem Karelem! Ona
zachowywałaby się tak samo jak ta Lara. Nie zwracałaby uwagi na siedzącą w rogu
służącą. Z zachwytem słuchałaby kolejnych słów siedzącego naprzeciw niej
mężczyzny.
Pięknie,
po staroświecku ubrani, urodziwi ludzie w wielkim pokoju o barokowym wystroju,
patrzący na siebie z czułością w blasku świec. Wyglądało to jak scena z filmu
kostiumowego i nawet praktyczną Jitkę zachęcało do marzeń.
- Jak
wiesz, ten dzień coraz bliżej, Laro – mówił pan Karel. – Ale nie powiedziałem
ci o pewnym problemie. Nie mamy warunków, by ożywić Śpiącego. Potrzebujemy
kościoła, ale odpowiednio wielkiego i starego. Nie możemy też dopuścić, by ktoś
nam przeszkodził. Co sądzisz o wyborze Świątyni Mądrości Bożej?
- Ale
przecież to meczet. I muzeum. Ochrona… chcesz się tam włamać z całą Kabałą? Nie
wszyscy jesteście nieśmiertelni. Nie, zaraz. Te twoje… jak to mawiasz, znajomości?
- Tak. Znajomości… ale paru szczegółów nie mogę
dopracować. Pomożesz mi?
- Oczywiście.
Kiedy chcesz jechać?
- Jak
najszybciej, kochanie. Możemy w sumie dopracować to w podróży. Wybacz, ale nie
możemy jechać samochodem. Ostatnio Zakonowcy prawie nas namierzyli. Polecimy
samolotem. Starczy ci godzina na przygotowanie?
- Chyba
nawet krócej - odparła ona.
Karel
wstał, ucałował dłoń Lary, potem czoło i – ku cichemu oburzeniu Jitki – usta. A
ona, ta dziewczyna, jeszcze to odwzajemniła! Chwilę po Joachimie wyszła także
Lara.
Można
stwierdzić, że wymieniany już wcześniej Vladia był przeciwieństwem Jitki, choć
był jej rodzonym bratem. Jak mawiał on, „widocznie coś przy poczęciu poszło w
drugą stronę”. Łączyła ich jedynie umiejętność zachowania dyskrecji i pokerowej
twarzy bez względu na sytuację.
Vladia, wielbiciel wszelakich teorii
spiskowych (i wierzący, że on pewnego dnia wpłynie na losy świata), pewnego
wieczoru znalazł list pod drzwiami jednego z pokoi. Nie miał pojęcia, kto w
owym pokoju mieszka. Na kopercie nie było nazwiska, dlatego bez większych
skrupułów Vladia rozdarł kopertę. Zachłannie czytał treść wiadomości. Wypisane
zamaszyście na pożółkłym papierze litery niosły iście konspiracyjne przesłanie.
Vladia (teraz już przekonany, że znacząco w tym momencie wpływa na losy świata)
schował list do kieszeni.
Szczęśliwy,
że uratował ludzkość, Vladia wrócił z pracy. W domu list posłużył mu za
rozpałkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz