piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 1




Rozdział 1: Zakwaterowanie
            Lara ledwo widziała w ciemnościach. Przeklinała się w myślach, że nie zdążyła zorganizować sobie flar. Nie będą potrzebne, to nie żadna starożytna świątynia… No i teraz miała za swoje.
            W tych ciemnościach nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu, wyjęła metalowe kółko; ostrze nie wysunęło się, bo widocznie wyczuwało bliskość swego właściciela.   
            - Jesteś ranna? – zapytał Kurtis, wyjmując z jej ręki ostrze. Jej dłoni jeszcze przez chwilkę nie puścił.
            - Nie, wszystko w porządku – odpowiedziała nieco zmieszana dotykiem. – Czy ta krew na podłodze…?
            - Taak…  - odparł niechętnie. – Ale to drobiazg. Nieważne. Powinniśmy się stąd wydostać. – Metalowe kółko wystrzeliło, rozpraszając mrok. Podążyli za nim. - Karel…
             -… Zabiłam go. Śpiący też jest zniszczony.
            - Ach, tak – mruknął z lekkim zawodem. – Najważniejsze, że już po wszystkim.
            Lara nie odpowiedziała. Kurtis miał wyrzuty sumienia, że to nie on zabił Karela. Nie dokonał zemsty własnoręcznie tylko…
            - Jacyś pośrednicy – mruknął jej towarzysz.
            - Nie miej do mnie pretensji.
            - Nie mam.
            - Do siebie też nie…
            - Mam. Jak ty byś się czuła… zresztą, nieważne. Nie przekonasz mnie.
            - Ty mnie też nie.
            Wreszcie latający przedmiot zatrzymał się; słabo oświetlał drzwi.
            - Wyjmij broń – powiedział Kurtis, kładąc dłoń na klamce. Lara posłuchała go.
            Jednak nie mieli się czego obawiać; hangar był pusty. Słychać było tylko pracujące jarzeniówki.
            Metalowe kółko wylądowało na rozpostartej dłoni Kurtisa. Schował je do kieszeni.
            - Masz jakieś plany, co dalej? – zapytał.
            - Tak, chyba będę musiała cię opatrzyć – stwierdziła dziewczyna.
            - Daj spokój, najpierw ustalmy…
            - Miałam zamiar jechać tam, gdzie Monstrum zaatakowało po raz ostatni. Chcę… coś sprawdzić. Ale przedtem musimy opatrzyć twoją ranę. Albo będzie jednak trzeba odwiedzić szpital.
            Wpatrywała się w zakrwawiony dół jego koszuli.
            - Doraźny opatrunek starczy – zapewnił. – Teoretycznie powinienem się położyć, ale wolałbym nie.
            Lara zdjęła plecak i wyjęła z niego apteczkę. Zaczęła podwijać bluzkę Kurtisa, ale on powiedział:
            - Sam sobie poradzę.
            - Jak chcesz.
            Odwróciła się i patrząc na ciemność za oknami, zastanawiała się, która jest godzina.
Minęło parę dłuższych chwil, gdy usłyszała syknięcie. Odwróciła się gwałtownie.
            - Może jednak potrzebujesz po… - przerwała w pół słowa, widząc plecy chłopaka. Momentalnie znalazła się przy nim. – Ona cię przebiła na wylot!
            - Bywało gorzej – wycedził chłopak.
            - Co może być gorsze? Odcięto ci głowę? Jakim cudem jeszcze się poruszasz? To wygląda, jakby ci przebiła kręgosłup!
            - Spokojnie, parę godzin i będzie w porządku.
            - Nie rozumiem.
            - Wiem. Nie każ mi teraz tłumaczyć. Później ci powiem.
            - Dobrze, ale…
            - Proszę, nie teraz.
            - Daj mi gazę i bandaż.
            - Ale…
            - Ale do pleców nie dosięgniesz, panie-zrobię-wszystko-sam.
            Wzięła od niego kawałek czystego materiału i delikatnie dotknęła brzegu rany. Kurtis i tak syknął z bólu.
            - Ostrożniej.
            - Próbuję. Powinniśmy się pośpieszyć. W nocy nie będzie się rzucać w oczy twoja zakrwawiona koszula. Lepiej, żebyśmy wyruszyli przed świtem.
            - Czuję się jak wampir. Pojedziemy moim motorem.
            - Ja prowadzę.
            - To mój motor.
            - To moje opatrunki na twoim brzuchu, za który musiałabym cię trzymać, gdybym siedziała z tyłu.
            - Dobrze, tym razem niech ci będzie.
            - Zobaczymy, czy tylko tym – mruknęła.

            Przede wszystkim, nie mogę zdradzać wątpliwości, że nie wierzę do końca, czy Kurtis nie jest Karelem – myślała Lara, jadąc ulicami Pragi na motorze. Pasażer, siedzący za nią, obejmował ją w talii. Gdy nacisnęła pedał gazu, rozwijając maksymalną prędkość, nieco przestraszony mężczyzna, przylgnął do niej całym ciałem. Rozpraszało ją to, ale z drugiej strony nawet… Chociaż nie jest zimno – wytłumaczyła sobie szybko.

Lara zeszła z motoru i wskazała Kurtisowi bogaty, trzypiętrowy budynek z wysokimi, wąskimi oknami i fasadą, zdobioną wzorami, symetralnymi względem drzwi i rzekła:  
-W tym budynku zabito poprzedniego właściciela malowidła.
-Myślisz, że jest tu bezpiecznie? – zapytał Trent.
-Przypuszczam, że tak. Jednak nie wchodziłabym głównym wejściem… a, i jeszcze... chciałabym coś sprawdzić, zanim tam wejdziesz. Wejście jest z drugiej strony budynku. Daj mi pięć minut.
-To coś ważnego?
-To nie powinno cię interesować – powiedziała trochę ostro. Po chwili dodała:- Znajdź w tym czasie miejsce dla motocyklu.
-Wiedz, że ustępuję ci ostatni raz – wymamrotał.
Lara nie przejęła się zbytnio wyczerpanym limitem; obiegła budynek naokoło, zeszła po betonowych schodkach, otworzyła drzwi i znalazła się w niewielkim, zagraconym magazynie. Przeskoczyła za jednym razem kilka schodków, potem minęła szybko kolejne pomieszczenie, podobne do poprzedniego. Wbiegła po kolejnych schodach.
Czuła się bardzo przejęta. Dużo zależało od tego, czy nadal…
Ciało Boucharda leżało na podłodze. Lara odetchnęła głęboko, oparła się o framugę drzwi. Jednak wolała za bardzo nie wierzyć w ten dowód. Nie znała dokładnie możliwości Nephilim. Wiedziała tylko tyle, że dzieci aniołów i ludzi potrafią zmieniać kształt, gdy zechcą. Było mało prawdopodobne, by potrafiły przenikać przez ściany, czy udawać martwe także z medycznego punktu widzenia.
Jeśli Karel przewidział moją odmowę i dał się zranić jako Kurtis, i jeśli dopuszczał możliwość, że to ja zdobędę Sanglif, mógł przewidzieć moje kolejne kroki. Może i nie był Bouchardem, ale kto tam wie tego Trenta? Muszę ukryć Sanglif, nim on przyjdzie.
Przeszła korytarzem i dotarła do kolejnego magazynu, pełnego dzieł sztuki z czarnego rynku. Otworzyła drzwi, by znaleźć się w wielokondygnacyjnym gabinecie. Zeszła po schodach, zapadających się spiralnie w dół. Na miejscu wyjęła ostrożnie Sanglif z plecaka i położyła go we wnęce za odsuniętym obrazem. Wiedziała, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce, ale póki co lepszego nie potrafiła znaleźć.
Po paru minutach udało się jej odtworzyć schemat, jakim działała, gdy otwierała ukryty pokój pod podłogą. Akurat skończyła przestawiać wskazówki zegara, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Kurtis.
-Czy tu gdzieś jest jakieś miejsce, gdzie można by normalnie się położyć albo pooglądać telewizję?
-Nie wiem. Nie znam pozostałej części domu. Chodźmy poszukać.
Cały wielki budynek należał do zmarłego; trochę trudno było się połapać w tych wszystkich pomieszczeniach. Lara postanowiła pozachwycać się wnętrzami kiedy indziej. Za oknami zaczynało świtać, gdy wreszcie znaleźli dwie sąsiadujące ze sobą sypialnie. 
 -Jakbyś jeszcze potrzebował, to dam ci zapasową apteczkę – powiedziała Lara, podając mu małą walizeczkę.
-Wątpię, czy się przyda, ale dzięki.
-No to… miłych snów.
Weszła do swojej sypialni i od razu rzuciła na łóżko w ubraniu. Nie spała od trzech dni, więc zasnęła błyskawicznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz