Rozdział 8: Proroctwo
PRZYGOTUJ SIĘ NA MROCZNY NASTRÓJ! UTWÓR POLECANY DO SŁUCHANIA W CZASIE LEKTURY (rozdział pisany pod jego wpływem) -> kliknij tu
Nocną
ciszę zmącił wrzask Lary. Nie był to krzyk, lecz coś mocniejszego i o wiele
głośniejszego, co wyrażało tylko strach, którego nie da się ubrać w słowa.
Croft
zerwała się i usiadła ma łóżku, zlana lodowatym potem. Zdarzało się jej zbudzić
w środku nocy, ale ze snów-wspomnień. Ten zaś nigdy się nie wydarzył.
Chowany
zawsze przed zaśnięciem pod poduszką nóż właścicielka trzymała teraz w dłoni.
Kiedy usłyszała obok siebie szmer, natychmiast uniosła broń i skierowała w
stronę źródła niespodziewanego dźwięku.
Kurtis
wydawał się zaskoczony widokiem pobłyskującego ostrza. Zapewnił szeptem, że to
tylko on. Lara odetchnęła głośno i schowała nóż pod poduszką, zastanawiając
się, czy byłaby w tej chwili w stanie obronić się przed napastnikiem. Nie
opadła z powrotem na materac: była zamroczona przez dziwny sen, lecz nie na
tyle, by wizytę gościa w swoim pokoju w środku nocy uznać za coś normalnego.
Nie musiała prosić o wyjaśnienie, bo Kurtis odezwał się:
-
Słyszałem wrzask. Wiem, że nie budzisz się z powodu złych snów. Pomyślałem, że
może… sam nie wiem, wołasz o pomoc? Krzyczałaś kilka minut tak głośno, że nawet
ja to usłyszałem.
Apartament
Kurtisa znajdował się dwoje drzwi dalej. Pomiędzy nim a pokojami Lary
był kompleks zajmowany przez współpracownika Lary, Zipa, który obecnie wybył do
swojego rodzinnego domu w Nowym Yorku. Sypialnie Lary i Kurtisa oddzielały
cztery masywne, grube ściany.
-
Przepraszam – powiedziała Lara ze skruchą, uświadamiając sobie, jak głośno
musiała krzyczeć, by chłopak ją usłyszał. – Nic złego się nie stało. Chyba
jednak myliłeś się, bo miewam koszmary. Przynajmniej tej nocy miewam.
To
ona zaproponowała opisać wizję, która tak ją przeraziła. Rozpoczęła opowieść,
bo czuła, że dzięki temu nie zapomni
szczegółów ze swego snu. Wydawał się jej czymś bardzo ważnym.
-Wszędzie
było ciemno.
Ale
nie bałam się, bo przecież już tak wiele razy otaczały mnie ciemności. Kiedy
szłam – sama nie wiedziałam dokąd – odwiedzałam różne miejsca, w których
kiedykolwiek byłam. Nie po kolei, bez żadnego związku... poza tym, że wszędzie
towarzyszył mi Werner. Potem widziałam to samo, lecz jego nie było.
Zaczęło
mi się zdawać, że ktoś za mną idzie. Lecz obrazy rozpraszały i nie bardzo
wiedziałam, dokąd mogłabym uciec. Nagle „zdjęcia” zniknęły. A ja nadal nie
mogłam się wymknąć – bo z której strony gonią i gdzie można się schronić? To
nie przerażało, tylko irytowało – z łatwością bym się wymknęła, ale nie
wiedziałam, którędy. Słyszałam niewyraźnie głos Wernera i te ciemności zdawały
się być mniej niebezpieczne.
Coś
rozświetliło fragment drogi przede mną – wąską ścieżkę, podobną do toru
przeszkód. Miałam świadomość, że coś wciąż mnie śledzi, ale także dziwną
pewność, iż nie wejdzie w krąg światła, i że muszę iść dalej.
Zaczęłam
podróż oświetloną drogą. Skakałam po palach, szłam po równoważni, biegłam
rozwalającym się mostkiem, czołgałam się pod niskimi otworami, wchodziłam po
wysokich schodach, pływałam, wspinałam się po ścianach, biegłam między
zwężającymi się ścianami…
-
Zastanawiałam się nawet, czy nie będę miała zakwasów – zaśmiała się krótko i nerwowo.
Rozkojarzony wzrok znów utkwiła w jednej z fałd kołdry.
-
Na końcu znajdowała się wysoko zawieszona wzdłuż ścieżki lina, a na jej początku
– tyrolka z uchwytami. Musiałam parę razy podskoczyć, by wreszcie jej
dosięgnąć. Jakimś cudem wyskoczyłam cztery metry w górę.
Lina
niknęła w ciemności; biegła delikatnie w dół. Jazda okazała się długa i zastanawiałam
się, czy dotrwam do końca, gdy wreszcie ujrzałam koniec trasy. Z ulgą
zeskoczyłam i…
-
I zobaczyłam ciebie – opowiadała dziewczyna, unosząc wzrok na chłopaka. Nie
była w stanie dostrzec dokładnie jego twarzy; żadne z nich nie trudziło się, by
zapalić światło. – Uśmiechałeś się. Stałeś tak blisko, że mogłam cię dotknąć.
Uświadomiłam sobie, że to twoje Chirugai oświetlało mi drogę. Chciałam
podziękować, ale…
Chirugai
zaświeciło znacznie jaśniej. Krąg światła poszerzył się, a ja znów byłam sama.
Zobaczyłam przed sobą rząd grobów bez końca, wszystkie takie same. Przeczytałam
nazwisko na pierwszym nagrobku – „Werner von Croy”. Zupełnie, jakbym mogła
przeniknąć wzorkiem przez płytę, ziemię i wieko trumny: widziałam go w czarnym
garniturze, śpiącego, z okrutnie zmasakrowaną twarzą.
Szłam
dalej, czytałam kolejne nazwiska na nagrobkach i natychmiast widziałam ich po
śmierci – „śpiących” w trumnach. Większość była zmasakrowana. Widziałam Winstona,
Zipa, Eckhardta, i wielu innych z przeróżnych części świata. Może spotkałam ich
podczas jednej ze swoich podróży? Tego nie potrafię stwierdzić i nie próbuję.
Rząd
grobów zamienił się w schody… Wchodziłam po nich bardzo długo i zastanawiałam
się, czy w ogóle mają koniec. Rozważałam odwrót, gdy ujrzałam światło, bardzo
daleko, wysoko, ale przyśpieszyłam.
Tak się namęczyłam, by dotrzeć na
górę, do wyjścia, a ono… zniknęło na moich oczach.
Po chwili znów się pojawiło,
wpuszczając nieco światła. Właściwie, jak reflektor punktowy w teatrze,
oświetlało tylko mnie.
zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy.
Po pierwsze: stałam na skraju przepaści, która oddzielała mnie od wyjścia. Po
drugie: miałam na sobie białą sukienkę.
Wejście zasuwało się. Znów czułam coś, przyczajonego w ciemnościach.
Wejście zasuwało się. Znów czułam coś, przyczajonego w ciemnościach.
-
Widziałam ponownie ciebie – oznajmiła poważnie. – Poczułam się bezpieczna, bo
miałeś broń – światło. Ale mówiłeś, że Chirugai przestało działać i nic nie
poradzisz na to, że robi się ciemno. Stałeś i patrzyłeś na mnie. Wskazywałeś w
ciemność, przekonywałeś, że nie ma się czego bać. Wierzyłam ci, dopóki nie
zniknąłeś. Pojawiałeś się tuż obok mnie – bardzo blisko, w przeróżnych
miejscach, jakbyś się teleportował. Nie chciałeś mnie zostawiać, ale musiałeś. Po
chwili zniknąłeś całkowicie.
Biała suknia wydawała się niemal fosforyzująca
w ciemnościach. Wydawało mi się, że stanie się łatwym celem dla tego, co czai
się w ciemnościach. Dlatego zdarłam z siebie tę suknię i wrzuciłam w przepaść.
Widziałam niewyraźnie, jak kilkanaście centymetrów dalej kawałek materiału jest
rozdzierany przez niewidzialne szpony.
Teraz miałam na sobie inną suknię –
czarną. Dotknęłam tkaniny, a ta okazała się mokra. W resztkach światła z
zasuwającego się przejścia ujrzałam swoje palce – poplamione czerwoną cieczą.
Przepaść, w której przed chwilą
zniknęła biała sukienka, zaświeciła oślepiająco. Jakiś duży kształt zakrywał ją
częściowo, zbliżał się ku górze – ku mnie. Nie rozpoznawałam, co to, lecz czułam,
że nic dobrego. Jednak to coś nadciągało powoli, jakby wcale nie chciało
atakować. Wtedy usłyszałam Wernera: krzyczał, że to niebezpieczne, ale
konieczne. Kształt zawisł nad przepaścią. Rozpoznałam kontur człowieka ze
skrzydłami. To ja rzuciłam się pierwsza. „Anioł” nie stawiał się, nie walczył.
Gdy przepołowiłam cień, przypominający dym, z niego coś wyskoczyło. Pojawiło
się Chirugai i trzymało z daleka ode mnie atakujące „kawałki” czarnego dymu.
Gdy
zagrożenie minęło Chirugai zatoczyło krąg wokół mnie i rozświetliło wąski most
nad przepaścią, ku wyjściu. Towarzyszyło mi, a na końcu…
Czekały
kolejne ciemności. I Kurtis z Chirugai. Znów całował jej dłoń i…
To był ten sam koszmar, co w Pradze.
-
Nie pamiętam, co było na końcu – skłamała na zakończenie
- Co o tym sądzisz? – odezwała się
Lara po długiej ciszy.
- To ostrzeżenie. Albo… mam też
inną, mniej prawdopodobną teorię. Ale nie myśl, że to jakiś dowcip…
Podejrzewam, że to może być demon.
Oderwała wzrok od fałd pościeli.
- Demon? – powtórzyła z
niedowierzaniem
- Tak. To nie zwykły koszmar to, co
śniłaś… To wszystko to są symbole. Na przykład moje Chiruagi, które cię ratuje
– to ja ci pomagam. Albo sukienka, biała jak niewinność, którą zdejmujesz, by
ktoś nie mógł cię zranić…
- Nie chcę słuchać tej interpretacji
– przerwała mu. – Tym bardziej, jeśli to sprawka jakiegoś… demona. Co możemy zrobić? Nie znam żadnego egzorcysty.
- Znasz – oznajmił, rozbawiony. – I
nawet już go obudziłaś, aby ci pomógł.
Po paru minutach w pokoju Lary
paliło się światło. Croft zaś leżała na plecach na podłodze, a wokół niej stało
wiele białych świec. Tuż obok na posadzce klęczał Kurtis z małą książeczką w
ręku.
- Najpierw cię uprzedzę – zaczął
przed ceremonią. – Naprawdę wątpię, by coś w tobie siedziało. Robimy to tylko
profilaktycznie. Ale mogą nastąpić komplikacje, o ile moje podejrzenia są
słuszne. A pewnie są, bo…
- Czy mogę nie przeżyć?
- Nie, raczej nie…
- To przestań wreszcie gadać i zrób
to!
Recytacja formułki trwała około
minuty. W tym czasie egzorcyzmowana leżała z pozornym spokojem. W ciągu tego
czasu oraz po paru sekundach ciszy nie wydarzyło się nic rewelacyjnego. Lara
wstała więc energicznie.
- Czekaj, czekaj – powstrzymał ją
Kurtis, choć dziewczyna już stała. On z kolei wpatrywał się w płomyk świecy.
- Och, Kurtis. Jesteś
przewrażliwiony i widzisz, co chcesz. Wstałam, więc podmuch powietrza sprawił,
że światło się zawahało.
Trent niepewnie kiwnął głową. Razem
zgasili świecie i ułożyli w pudełku. Chwilę później, gdy gość już trzymał rękę
na klamce, Lara zdążyła powiedzieć:
- Kurtis, dziękuję ci. Naprawdę ci
dziękuję.
Chłopak odwrócił się z lekkim
uśmiechem:
- Dziś usłyszałem już od ciebie
„przepraszam” i „dziękuję”. Pozostaje ci jeszcze nauczyć się słowa „proszę”.
Nie dodał nic więcej i opuścił
pokój. Lara nie zastanawiała się długo nad jego przemową ani dziwnymi
wydarzeniami. Niewyspana wreszcie wróciła do łóżka. Co śniło się jej – nie
pamiętała, ale na pewno nie było to nic przyjemnego, uspakajającego ani
uczciwego.
~Pati-Ann
OdpowiedzUsuń28 czerwca 2011 o 00:40
Zmiana bloga na pewno wyszła korzystniej niż użeranie się z tamtym, który zaczął nawalać. W razie jakiś niepewności zawsze można tam powrócić i coś doczytać. ;-) Rozdział rzeczywiście był mroczny, ale cieszę się, że dodany szybciej, niż poprzedni! Nie wiem dlaczego, ale najbardziej podobała mi się końcówka, te egzorcyzmy;-) Szkoda, że tak krótko o tym ale zawsze;-) Co do snu i symboliki, to fajne, aczkolwiek sama bym się niczego nie domyśliła, gdyby Kurtis trochę nie zinterpretował. ;-) Ale pomysł ciekawy i rozdział bardzo przyjemnie się czytało. Czekam na następny! Pozdrawiam ciepło!;-)
Odpowiedz
~M.Croft
OdpowiedzUsuń8 lipca 2011 o 20:47
Mi tam zmiana na onet pasuje. Szata graficzna, choć mniej obfita, bardzo przyjemna. Nie przytłacza i pozwala skupić się na tekście. A jest na czym się skupiać:) Rozdział mroczny…, tak mroczny, ale jednak czytając go uśmiechałam się. Zapewne jest to spowodowane charakterem relacji Lary i Kurtisa. Odjazdy ze słuchawkami w uszach? Tak, dźwięki muzyki są najlepszym narkotykiem:)
Odpowiedz
~pettitka16
OdpowiedzUsuń25 lipca 2011 o 12:08
hejo, przeczytałam wszystkie rozdziały tego opowiadania i jestem wniebowziąta xD . ten rozdział rzeczywiście był mroczny. Te groby, ta ciemność, zmasakrowane twarze trupów… aż normalnie mnie ciary przeszły ;) kurtis egzorcysta? :) fajnie! szkoda że taki krótki opis wywalenia ‚demona’ z Lary ale ok :). całość jest świetna i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ! :**zapraszam na mojego bloga ;* : http://www.storytombraider.bloog.pl
Odpowiedz
~Pati- tr-aod-return.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń29 lipca 2011 o 22:05
Muzyka świetna. Skończyłam czytać rozdział akurat kiedy zamilkła. Tez uwielbiam ścieżkę dźwiekowa z ,,Gladiatora” ale nie o tym…Co do rozdziału… przepiękny, wciągający, nie mogłam oderwać wzroku. Masz na prawdę wielki talent do trzymania w napięciu :). Gratulacje, i oby tak dalej.
~Lilka11
OdpowiedzUsuń30 października 2011 o 11:08
Pierwszy raz biorę udział w egzorcyzmach Lary :D I to jest fantastyczne, bo egzorcyzmuje ją Kurtis ^^ Przez całe lata zapominam o tym, że ten facet ma nadprzyrodzone moce xD Dopiero jak gram w AoD, przypominam sobie o tym… Kurcze, Nasty. Czasu coraz mniej. Nauki coraz więcej. To już nie to samo, co było kilka lat temu, ale staramy się być regularne, czytające i piszące. Przepraszam za te zaległości :) ale wróciłam xD Nie mogłabym sobie odpuścić ^^ Nie wybaczyłabym sobie tego opowiadania.