piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 19



Rozdział 19: Reanimacja
            Przemowa Karela brzmiała jak następuje:
            - Cieszę się, że zebraliśmy się tu wszyscy, by dokończyć dzieło Eckhardta.
            - Nie chcę dokładnie opowiadać historii naszej organizacji. Wszyscy świetnie ją znamy. Chciałbym jednak podkreślić to, co jest dla nas najważniejsze.
             - Wszyscy bolejemy po stracie mistrza Eckhardta. Mylicie się, sądząc, że zginął z rąk kobiety, która stoi po mojej prawej stronie – Wskazał dłonią w kierunku stojącej najbliżej niego osoby. – Lara Croft nie zabiła Eckhardta. Ona pomogła dopełnić dzieło. To ona pomogła dostarczyć Malowidła Obscure’a i utworzyć Sanglif. Nie potrzebujemy więcej dowodów na jej lojalność. Dziękujemy, panno Croft – demonstracyjnie ukłonił się w jej stronę.
             - Kto zatem zabił mistrza? Moi drodzy, chyba zgodzicie się, że nie ma to w tej chwili znaczenia. Nie wolno nam kierować się nienawiścią, zemstą ani żądzą władzy. Pamiętajmy, po co została utworzona Kabała – by przywrócić dawny porządek. Będziemy czuwać nad tym, by wokół nas panowała miłość i pokój – a one wynikają ze sprawiedliwości. Ale nawet tak wzniosłe idee jak nasze potrzebują silnych środków.
             - Dlatego dziś ożywiamy Cubiculum. Śpiący to potomek człowieka i anioła – istoty ludzkiej i niedoskonałej oraz boskiej i nieskalanej. Z jego pomocą odżywimy rasę nefilmów. Z nimi przekonamy ludzi, że czas na powrót do przeszłości.
            Teraz wreszcie zebrani mogli dać upust swej radości: klaskali i wiwatowali. Z początku, gdzieś z tyłu, dały się słyszeć gwizdy i bluźniercze skargi, szybko jednak ucichły.
           
            Kurtis stał z tyłu, razem z pozostałymi więźniami. Widział i słyszał, co dzieje się na podium – scenie, na której grał Karel.
            Słuchał i dziwił się, że ludzie wierzą w to, co mówi Joachim. Nie dostrzegali, że to wszystko jest niemożliwe? Karel kazał łapać Croft, bo ona zabiła Eckhardta. Dobrowolnie nie dostarczyła Malowidła, lecz musiała je oddać.
            W sumie co w tym dziwnego? Świadkami tego byli tylko martwi wspólnicy: Muller, Boaz, Eckhardt, Gunderson… Właśnie, gdzie jest Gunderson? Powinien stać gdzieś z tyłu, by dowodzić eskortą więźniów. Kurtis rozejrzał się, ale nie dojrzał przywódcy sił zbrojnych.
            „Z nimi przekonamy ludzi, że czas na powrót do przeszłości.” Przekonamy siłą, czyli rozpoczniemy wojnę. Gdzie te miłość, pokój i sprawiedliwość?
            Teraz nie słuchał już przemowy. Dostrzegł Larę, ale z tej odległości nie widział jej twarzy. Postarał się nie być zaskoczony widokiem jej rozpromienionej twarzy.
            Ale Kurtis wiedział, dlaczego Lara bezgranicznie wierzy w to, co mówi Karel. Starał się o tym nie zapominać i umieć rozpoznać zagrożenie, gdy przyjdzie co do czego.                           
            Kurtis zrozumiał momentalnie: zaraz miało się rozpocząć ożywianie Cubiculum.
            Zawołał: „teraz!”, co wielu członków Kabały uznało za przynaglający okrzyk kogoś ze swoich. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, co właściwie się dzieje, większość więźniów nieoczekiwanie krzyknęła.
                                                                                                                    
            Na scenie zaczęło się coś dziać, powstało jakieś zamieszanie. Ktoś coś przyniósł, ktoś coś znosił z podium. Mimo wyczuwalnego rozgorączkowania organizatorzy starali się wszystko rozciągnąć i nadać odpowiednio dostojną oprawę całemu rytuałowi.
            Karel stał spokojnie i patrzył, jak ostatnia osoba wnosi drewnianą skrzynię i wyciąga z niej Sanglif, po czym kładzie na stole. Z niecierpliwością i podnieceniem oczekiwał, aż wreszcie będzie mógł przystąpić do działania.
            Gdy wszystko było gotowe, podszedł powoli do stołu. Zerknął na Larę; wpatrywała się w niego jak w obrazek.
            Karel drżącą ręką zapalił i otworzył Księgę Magii Enochiańskiej na odpowiedniej stronie. Już brał do dłoni Sanglif, gdy rozpętało się piekło.
            Usłyszał krzyk. Widział, jak stojący z tyłu rozerwali krępujące ich łańcuchy, które opadły, jakby były papierowym ozdobami choinkowymi. Cała świątynia zadrżała w posadach, część dachu zawaliła się. Pył uniósł się kilka metrów nad ziemią. Rozlęgł się szczęk otwieranych ogromnych wrót. Z brudnego obłoku wyłonili się ci sami, którzy przed chwilą rozrywali kajdany oraz paru nowych. Jak na komendę, równocześnie wyciągnęli broń i rozpoczęli ostrzał.

            Kurtis nie miał wprawy w dowodzeniu, lecz jeden z zakonowców – owszem. Był to zresztą ten sam, który zorganizował broń. Trent miał to szczęście, że któryś z innych członków Lux Veritatis powiedział mu wcześniej, iż wśród strażników Kabały jest paru szpiegów. z nich znał się na dowodzeniu. Ale na głowie Kurtisa pozostało planowanie akcji.
            Widział, jak Karel schował się za kamiennym stołem. Lara wciąż stała nieruchomo. Trent próbował coś do niej krzyknąć, albo skorzystać ze swoich zdolności telepatycznych, ale nic do niej nie docierało.
            Podbiegł do dowodzącego atakiem.
            - Ta dziewczyna! – zawołał. – Ona musi przeżyć! Tylko przyda się nam jeszcze jeden egzorcysta!
            Dowódca pokiwał głową. Na jego znak zakonowcy* zmienili kierunek ostrzału. Atakowali teraz spanikowanych członków Kabały. Uciekinierzy cisnęli się do wszystkich drzwi z wyjątkiem tych głównych, którymi włamała się spora część pozostałych członków Lux Veritatis i teraz ich pilnowała. Paru mężczyzn z Kabały próbowało powiększyć wyrwę w murze, aby ewakuować się tamtędy.
            Panował straszny zamęt. Rozlegały się wrzaski, zagłuszane przez strzały z broni palnej oraz obsypujące się kawałki sufitu i ścian. Spod kopuły nadal wydobywało się dziwne światło. Unoszący się w powietrzu pył drażnił oczy i płuca, i pachniało kurzem. Piękne ornamenty świątyni, przerobionej niegdyś na meczet, niszczyły kule.
            Kiedy całkowicie zaprzestano ostrzału prezbiterium, jeden z wyznaczonych do tego zadania członków Lux Veritatis, podbiegł za ołtarz, uzbrojony w Okruch z Periaptu. Tuż za nim - zgodnie z planem – podążyło kilku pomocników oraz – niezgodnie z planem – Kurtis. Grupa wyznaczonych rzuciła się na przywódcę Kabały, zaś Trent podbiegł w kierunku Lary. Stała nadal nieruchomo. Uznał to za jakiś szok.
            - Halo, Croft! To Lux…
            - Nie, nie! – zawołała, gdy tylko dotknął jej ramienia i odbiegła kawałek. Dopiero po chwili zorientował się, dokąd i po co uciekła.
            Grupa ludzi nasłanych na Karela rozpoczęła atak. Mieli zamiar rozpocząć walkę wręcz, osłabić przeciwnika i wtedy wbijać w jego ciało Okruchy. Jednak Karel miał w ręku Sanglif. Nefilim użył mocy –jakiś błyszczący, tęczowy proszek rozbłysł i po chwili zakonowcy leżeli na ziemi.
            Lara biegła w stronę Karela, przyśpieszyła i znalazła się w jego ramionach. Nad jej barkiem mężczyzna rzucił spojrzenie Kurtisowi – był jasne, że teraz nikt nie mógł go zaatakować, bo oznaczałoby to też uśmiercenie Croft. Trent stał bezradnie i mógł jedynie przyglądać się, jak oboje cofają się ku wyjściu.
            Trwało to tylko moment. Któryś z leżących zakonowców poczekał, aż dwójka ludzi minie go, i wtedy wbił pierwszy Okruch z całej siły w lewą nogę Karela, tuż pod kolanem.
Zraniony zawył, Lara wyzwoliła się z jego uścisku i porządnie skopała leżącego. Widząc ten atak, Kurtis wciąż nie reagował, bo podejrzewał, że zostałby podobnie potraktowany. Dołączyła do kuśtykającego Joachima, lecz tuż za nimi już podążał drugi uzbrojony w Okruch. Poszkodowany znów zarobił – tym razem w okolicę prawej łopatki. Ten wróg był bardziej ostrożny i tuż po zadaniu ciosu – zrobił unik.
            Karel wyraźnie osłabł. Lara też wydawała się zmęczona, ale adrenalina nie pozwalała jej usiedzieć w miejscu. Mężczyzna osuwał się powoli po jej ramieniu, aż wreszcie musiał przysiąść na podłodze. Ona także przyklękła naprzeciwko niego, coś mówiła. Ujmowała jego twarz w obie dłonie, potrząsała nim, próbowała wyjąć Okruchy. Była wyraźnie przerażona i coraz bardziej zmęczona. Karel niemal leżał na podłodze, a ona – tuż przy nim.
            Trzeci nasłany z kawałkiem Periaptu chciał zaatakować, ale Karel znów wybronił się Sanglifem. Był jednak tak słaby, że broń wypadła mu z ręki tuż po tym, jak zaatakował. Kurtis przemierzył dzielącą ich odległość, w biegu pochwycił ostatni sztylet. Croft momentalnie zerwała się do walki. Trent odepchnął ją z większą siłą, niż była potrzebna – dziewczyna i tak ledwo trzymała się na nogach. Ostatni Okruch został wbity gdzieś między żebra Karela. Kurtis wiedział, co wydarzy się za kilka sekund, toteż wykrzyknął ostrzeżenie na całą salę:
            - Trzeci Okruch!
            Zakonowcy poukrywali się za ścianami i filarami. Kurtis wziął na ręce ledwie przytomną i szamoczącą się z bólu Larę i przeniósł ją za ołtarz – na stronę przeciwną niż ta, za którą poprzednio chronił się Karel. Niedobici członkowie Kabały uciekali przez zdewastowane drzwi, ale zbyt dużo starało się tamtędy przecisnąć, więc nie wszyscy zdążyli ukryć się przed niszczycielskim, białym światłem.
            Wszystko żywe, co stało na drodze, było pochłaniane.
            Croft siedziała oparta plecami o ołtarz. W tym blasku i nienaturalnej ciszy musiała wszystko sobie poukładać. Nic nie rozumiała. Pamiętała wszystko dokładnie i wiedziała, skąd się tu wzięła. Ale nagle jakby zamieniła się umysłem  kimś innym – jakby przyjęła całkiem odmienny punkt widzenia.
            Kurtis siedział tuż obok i próbował ujrzeć jej twarz, ale przez światło było to niemożliwe, więc szybko zamknął oczy, by nie oślepnąć.
            Gdy rażąca biel przestała przebijać się przez jego powieki, natychmiast je uniósł. Nie spodziewał się takiego widoku.
            Lara leżała na podłodze na brzuchu, z głową zwróconą w jego stronę i patrzyła na niego z przerażaniem. Przeczołgał się do niej, bo był zbyt skołowany, aby stanąć na nogach. Wpatrywała się w niego, jakby chciała coś wyjaśnić.
            - Wiem, wszystko wiem – oznajmił, nie patrząc jej w oczy. Delikatnie przewrócił ją na plecy…
            A ona natychmiast zaczęła się skręcać, szamotać, drżeć i wrzeszczeć.
*
w ramach ciekawostki: Word z niesamowitym zaparciem przekręca „zakonowcy” na „zakon owcy”. Nie użyłam nazwy „zakonnicy”, bo nie pasuje mi to do Kurtisa.

3 komentarze:

  1. ~M.Croft
    24 lutego 2012 o 15:44

    Ufff…Jak dobrze, że wszystko wróciło do normy!Drugi rozdział faktycznie dobry, ale przecież żaden nie był zły;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Pati.
    24 lutego 2012 o 17:15

    Madzia, uduszę gołymi rękami!To ja tu się już pogodziłam z tym, że Kurcio nie żyje, a ty tu nagle wyskakujesz, że sobie siedzi w ciepłej celi i ma się wspaniale?! Zabiję, zabiję!!Chociaż… nie, nie mogę, kurczę ;(Rozdziały są tak wspaniałe, że nie mogę doczekać się tylko, co tam stworzysz dalej *.*.I klimacik idealnie oddający muzykę do ,,Łez Słońca” *.*…. cudownie. I znów się spotkali ci nasi mali bohaterowie. W niezbyt sprzyjających okolicznościach, ale w końcu :P.Tylko musisz jeszcze wyjaśnić dlaczego Lara broniła Karela… Intryguje mnie to.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Pati-Ann
    28 lutego 2012 o 16:50

    Drugi rozdział rzeczywiście lepszy od poprzedniego, bo się więcej dzieje. ;) Aczkolwiek podobały mi się oba i strasznie się cieszę, że Kurtis jednak jest, prawdziwy i żywy, bo chwilami już sądziłam, że nigdy go nie było, a Lara tylko go sobie wyobrażała. ;)W sumie nieostrożni byli Ci wszyscy, którzy chcieli ożywić Śpiącego w tak demonstracyjny sposób. Jeszcze sprowadzili swoich więźniów na ten popis, nic dziwnego, że Ci zaatakowali, pewnie sama bym nie wytrzymała. ;)Co do Lary to faktycznie dziwnie się zachowuje, nawiedziło ją coś, czy jak?;) Wydaje mi się, że Karel opętał ją jakimś zaklęciem jedności, że kiedy on odczuwa ból i zaczyna słabnąć to Lara także.;) O, może dlatego go broni, bo jak zginie Karel to i ona?;) Nie no, nie będę zgadywała, ale dodaj szybko kolejny rozdział abym za długo nie musiała się głowić. ;) Czekam z niecierpliwością. ;-*

    OdpowiedzUsuń