Prolog
Lara weszła do wielkiej sali. Wzięła
kilka głębokich oddechów. Była zmęczona biegiem. Uciekała przed białym,
niszczycielskim światłem. Ponadto czuła się naprawdę skołowana. Wszystko działo
się szybko i nie miała czasu zbytnio rozmyślać nad ostatnimi wydarzeniami,
tylko planować kolejne kroki.
Tak. Ten gość, który jej pomógł…
Kurtis, bodajże Trent. I Bouchard, Luddik? Nie, oni jej nie pomagali. Chyba że
Karel był na tyle przebiegły, by stworzyć podobne pozory.
Uniosła wzrok, by szukać wyjścia. Jedyną
alternatywą była czarna dziura, z której godzinę temu wyszła Boaz. Oczywiście,
mogła również zawrócić. Była jednak pewna, że żadnego wyjścia nie znajdzie –
wszystko się zawaliło.
Ruszyła w kierunku ciemnego
korytarza, lecz jeszcze natknęła się na coś po drodze. Metalowe kółko leżało na
podłodze. Był to ten przedmiot, którego używał Kurtis. To coś leżało w kałuży
krwi.
Nie wiedziała, co ma jej to dać,
jednak podniosła przedmiot. Wysunęło się pięć metalowych ostrzy. Dziewczyna
przestraszyła się nieco, lecz nie upuściła kółka. Czuła, że rzecz zaczyna się
wyrywać. Bała się ją wypuścić, by jej nie zaatakowała. Zacisnęła mocniej palce,
a przedmiot zaczął kierować, rwać tak mocno, że musiała obracać się wraz z nim.
Dwa razy zatrzymał się gwałtownie, a ona omal nie straciła równowagi. W końcu
kółko przestało rzucać się we wszystkich kierunkach i zatrzymało. Lekko
spróbowało pociągnąć ją do przodu. Ostrze schowało się. Lara znów trzymała
metalowe kółko. Teraz jednak była bardziej pewna siebie – przedmiot obrócił ją
w stronę ciemnego korytarza. Uśmiechnęła się – nie wierzyła w przypadki.
Ruszyła przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz